Rozmowa z Kubą Bieleckim
Wywiady / mar 12, 2015
Rozmawia Kuba Bielecki (trener triathlonu) i Marcin Renduda (trener biznesu). Łączy ich zamiłowanie do rozwoju ludzi, choć w zupełnie innych dziedzinach. Spotkali się, żeby porozmawiać o swoich pasjach. W trakcie rozmowy uczą się nawzajem co można robić, żeby łatwiej i silniej wpływać na ludzi, z którymi pracują. Dla ich i swojego sukcesu.
Marcin Renduda: Jesteś trenerem triathlonu. Ja jestem trenerem sprzedaży i zarządzania.
Pracujesz na co dzień z zawodnikami amatorami nad poprawą ich formy. Ja uczę ludzi jak lepiej sprzedawać i jak bardziej efektywnie zarządzać.
Wiele razy byłem pytany dlaczego wybrałem taki zawód. Odpowiedź jest bardzo prosta: uwielbiam obserwować jak ludzie stają się lepsi w tym co robią.
Najbardziej motywuje mnie to gdy osoby, z którymi pracuję osiągają lepsze wyniki mniejszym nakładem pracy. Bo w życiu zawodowym właśnie o to chodzi: żeby jak najmniejszym efektem osiągać jak największe rezultaty. To wspaniałe patrzeć na ludzi, którzy z kompletnie początkujących stają się profesjonalistami. Ma to oczywiście wpływ na wiele obszarów ich życia. Zaczynają więcej zarabiać. Stać ich na rzeczy, o których tylko marzyli. Oczywiście nie chodzi tylko o materialne zmiany życia. Ludzie stają się lepiej zorganizowani, bo ilość obowiązków tego wymaga. Zazwyczaj zaczynają się dylematy ile czasu na co mają poświęcać: praca, rozwój, rodzina. Dodatkowo czas na wypoczynek i pasję. Mam wrażenie, że to właśnie najtrudniejsze. Dla mnie również. Rozwój musi iść równomiernie we wszystkich dziedzinach życia. Inaczej pojawiają się frustracje i brak motywacji.
A jak to jest z Tobą? Dlaczego zostałeś trenerem triathlonu?
Kuba Bielecki: Przez przypadek, choć ja nie uznaję przypadków – trzeba było sobie stworzyć warunki i możliwości do przypadków i wykorzystać okazję, a to nie jest proste, bo trzeba wyjść poza strefę komfortu i podjąć ryzyko. Z jednej strony, podobnie jak Ciebie, motywuje mnie obserwacja procesu gdy zawodnik staje się coraz lepszy. Jednak zdecydowanie ważniejszy jest efekt. Wielką motywacją jest dla mnie obserwowanie zawodnika na mecie. Wtedy gdy w ogromnym bólu pokazuje radość z przezwyciężenia własnych słabości. Niejednokrotnie moimi zawodnikami zostają osoby prawie nieumiejące pływać. Po roku są w stanie skończyć triathlon w zadowalającym czasie. Właśnie ta zmiana w człowieku podoba mi się najbardziej. Oczywiście ważny jest również mój własny rozwój. Przykładam wielką wagę do tego, aby stale pracować nad sobą. Triathlon jest bardzo popularną dyscypliną. W związku z tym pojawia się nieliczona ilość książek, artykułów czy opracowań. Niestety większość z nich jest marnej jakości. Dużo czasu poświęcam na filtrowanie tego co prawdziwe od wiedzy kompletnie bezwartościowej. Jednym z moich zadać jest strzec moich zawodników przed takimi informacjami.
M: To bardzo ciekawe co mówisz. W mojej pracy jest bardzo podobnie. W sprzedaży i zarządzaniu ciągle powstają nowe pseudoteorie. Najdziwniejsze jest to, że ludzie z wielkim zapałem się na nie rzucają. Tymczasem w sprzedażny nie zmieniło się nic od lat 60. ubiegłego wieku. W kwestii zarządzania niedawno usłyszałem bardzo ciekawą rzecz. „bo z menedżerami to jest tak, że ciągle chcą czytać o nowych teoriach. Natomiast powinni wziąć jedną książkę, przeczytać ją i zastosować. To stosowanie jest ważne, a nie poznawanie ciągle nowych teorii czy modeli”. Autorem tych słów jest prezes jednej z największych spółek giełdowych w Polsce. Nie mam pojęcia dlaczego tak często ludzie chcą iść na skróty. Zamiast wyćwiczyć postawy to ciągle szukają czegoś nowego. Tak jakby nowa teoria była gwarancją sukcesu. A przecież jest dokładnie odwrotnie. Choć sam wpadam w taka samą pułapkę. Pamiętam pierwszy trening pływacki z Tobą. Myślałem, że będziemy uczyli się pływać, a Ty uczyłeś mnie oddychać. Przez większość czasu nie wiedziałem o co Ci chodzi. Pod koniec lekcji, gdy przepłynąłem kilka basenów bez zadyszki, zrozumiałem to.
Gdy przychodzą do mnie na zajęcia doświadczeni handlowcy to czasami pragną nauczyć się „sztuczek sprzedażowych”. Gdy tłumaczę, że coś takiego nie istnieje to nie chcą w to wierzyć. Zamiast opanować i stosować podstawy: właściwe nastawienie do drugiego człowieka, myślenie i działanie długofalowe, jakość komunikacji i sposób mówienia o swoich produktach czy usługach oni wolą szukać magicznych trików, które zrobią za nich pracę. Oczywiście, że są rzeczy, które podziałają. Najlepszym przykładem w sprzedaży mogą być techniki manipulacji. Dosyć łatwe do zastosowania i przynoszące efekt. Jednak tylko krótkofalowy. Można osiągnąć coś TU i TERAZ, ale na dłuższą metę nie tylko nie pomagają, ale wręcz szkodzą – niszczą relację.
Podobnie jest w zarządzaniu. Był taki czas gdy menedżerowie starali się zmuszać ludzi do ciągłej pracy na 120%. Po godzinach i ponad normę. Czy to działa? Oczywiście, że tak! Przez jakiś czas można w ten sposób pracować. Jednak w pewnym momencie organizm domaga się wypoczynku, a poziom stresu przekracza dopuszczalne normy. Wtedy zaczynają się problemy. Niestety na tyle poważne, że mogą zakończyć się w gabinecie psychologa.
K: W sporcie, a w szczególności w triathlonie jest to jeszcze bardziej widoczne. Gdy popatrzymy wstecz to wszelkie rewolucje w teoriach naukowych w dłuższej perspektywie powodowały pogorszenie wyników. Pewnie jest to związane z tym, że ludzki umysł ma dużą tendencję do upraszania pytań. Jeśli zadamy sobie pytanie: „co zrobić, żeby biegać szybciej” i nie możemy znaleźć jasnej odpowiedzi to próbujemy uprościć to pytanie. Np. jest współczynnik VO2 max, który mówi o maksymalnym pułapie tlenowych. Jest to jeden z czynników szybkiego biegania. To co w nim bardzo ważne to jest on bardzo łatwo mierzalny. Więc był (jest) taki trend, który zamiast zadawać pytanie: co zrobić, żeby szybko biegać ludzie zaczęli zadawać pytanie: co zrobić, żeby mieć wyższy współczynnik VO2max. Niestety zwiększenie jego poziomu nie gwarantuje szybszego biegania. Gdzie leży podstawa błędnego myślenia? W długości treningu na jaką patrzymy. Gdy weźmiemy pod uwagę kilka tygodni lub miesięcy to poprawienie VO2 max ma pozytywny wpływ na tempo biegu. Jednak w dłuższej perspektywie trzeba pracować nad szybkim bieganiem, a nie tylko nad tym jednym jego elementem. Takich przykładów jest mnóstwo. Głównym czynnikiem jest czas. Chcemy natychmiastowych wyników. Oglądamy zdjęcia z przemian grubasów w umięśnionych Adonisów, chcemy zrzucić oponkę przed wyjściem na plażę lub odnaleźć dietę cud. Dieta nie oznacza głodówki, ale zmianę nawyków na całe życie.
M: Mam wrażenie, że zgadzamy się co do jednego. Na naszą pracę musimy patrzeć bardzo długofalowo i właśnie do tego namawiamy ludzi, z którymi pracujemy. Efekty krótkofalowe bardzo łatwo jest uzyskać prostymi sztuczkami. Na dłuższą metę trzeba po prostu rzetelnie pracować u podstaw. Nie ma liczyć na magiczne triki.
Jest jeszcze coś co łączy naszą pracę. Jesteś zarówno czynnym zawodnikiem jak i trenerem. Ja natomiast zajmuję się zarówno szkoleniami dla zespołów menedżerskich i sprzedażowych jak i samodzielną sprzedażą swoich projektów. W moim przypadku w rozwijaniu ludzi bardzo pomaga stały kontakt z Klientem. Czyli jestem trenerem i sprzedawcą jednocześnie. Jednak praca sprzedawcy jest tylko dodatkiem do pracy trenera, którą uważam za swoje najważniejsze zajęcie.
W pracy menedżerów sprzedaży też jest ten dylemat. Często pytają mnie: „czy jako osoba zarządzająca powinienem również sprzedawać? Przecież to nie moja rola. Ja mam umieć osiągać wynik zespołu, a nie swój indywidualny”. To się zgadza. Jednak stały kontakt z Klientem daje menedżerowi lepszy „kontakt z rzeczywistością”. Zawsze to powtarzam, że jeśli chcesz być dobrym szefem sprzedaży to musisz maksymalnie dużo czasu spędzać z tam gdzie dzieje się sprzedaż czyli u Klienta.
Jak Ty łączysz te dwa swoje światy – zawodnika i trenera?
K: Przede wszystkim dla mnie moim głównym zajęciem jest bycie trenerem. Staram się mocno oddzielić te dwa światy i bardzo uważam, żeby moje starty i własne treningi nie rzutowały na relacje z zawodnikami. To nie jest prosta sprawa. Trzeba wybrać – kim jesteś zawodnikiem, który na boku szkoli zawodników, czy trenerem, który od czasu do czasu startuje w zawodach. Zaczynałem od tego, że byłem dość mocnym zawodnikiem, ale starałem się jak mogłem żeby być jak najlepszym trenerem. Część moich podopiecznych nie wie, że zrobiłem Ironmana (najdłuższy dystans w triathlonie), nie wie że zrobiłem ich 6 i to w dość przyzwoitym czasie. Jestem z tego bardzo dumny, że udało mi się przejść taką metamorfozę. Nie wyobrażam sobie, że ktoś może ocenić mnie jako dobrego trenera, dlatego że ja jako zawodnik mam dobre wyniki, to może być początek kariery trenerskiej, ale w dłuższej perspektywie bycie zawodnikiem nie może rzutować na moją pracę jako trenera. Może z jednym wyjątkiem. Większość nowinek, o których mówiliśmy wcześniej najpierw testuje na sobie. Jednak jako trener bardzo uważam, żeby unikać pewnych zwrotów, np. ja zrobiłbym to tak, lub ja robię to w ten sposób. Wręcz niedopuszczalne jest porównywalnie się w stylu: ja jeżdżę mocniej, ja szybciej biegam. Czy to mogłoby zmotywować zawodnika? Ja coś umiem, a Ty nie – to znaczy że jesteś słaby. Lepiej powiedzieć „kiedyś tego nie umiałem, ale poświęciłem dużo czasu, żeby się tego nauczyć – spróbuj sam, pomogę Ci”. Porównywanie się jest moim zdaniem demotywujące.
M: W świecie biznesu to niestety bardzo częste. Menedżerowie nagminnie popełniają takie błędy. Powodują tym spadek samooceny i frustracje swoich pracowników. Niestety często myślą, że to jest jakiś rodzaj motywacji, a jest dokładnie odwrotnie. No bo jak dla kogoś może być motywujące słuchanie od szefa tego jak on jest świetny. Pokazywanie takich porównań jednocześnie stawia nas w cieniu, a przecież w przywództwie nie o to chodzi.